czwartek, 12 czerwca 2025

Gniew - Marc Uwe Kling, czyli kamień który uruchamia lawinę

Rzadko trafia się taki kryminał, który nie tylko "chwyci za gardło", ale w duchu sobie myślisz: jakie to realistyczne jeżeli chodzi o diagnozę pewnych problemów społeczno-politycznych, jakie to prorocze, tylko żeby cholera to się nie wydarzyło naprawdę. 

Czasem bowiem jedno tragiczne wydarzenie może urosnąć do rangi pewnego symbolu, a jeden kamyczek pociągnąć za sobą całą lawinę nienawiści i być może kolejnych ofiar. 

Tak też właśnie dzieje się w "Gniewie". Oto w sieci pojawia się film, na którym młodą dziewczynę gwałci brutalnie kilku ciemnoskórych mężczyzn. Dość szybko zarówno policja jak i media dochodzą do tego kim była ofiara i zaczynają się jej poszukiwania. Żyje czy nie? Gdzie to się wydarzyło? Kiedy? Natychmiast też ruszają poszukiwania sprawców. 

Społeczeństwo bowiem coraz bardziej się burzy oskarżając zarówno służby jak i władze państwa o kompletną bezradność, czy nawet tolerowanie różnych występków imigrantów - na nich bowiem skupia się cały gniew. Dość szybko uruchamiają się środowiska nacjonalistyczne, rozpoczynają się protesty społeczne i nikt już nawet nie słucha tych, którzy próbują używać argumentów racjonalnych, że nie chodzi przecież o wszystkich "obcych", że to po prostu kilka jednostek, które trzeba schwytać i ukarać. Ludzie są gotowi na dokonywanie samosądów na każdym kto ma ciemniejszą skórę i wzbudza ich podejrzenie, że nie jest "prawdziwym Niemcem". 



I można jedynie westchnąć - oto obraz dzisiejszych nastrojów w niektórych środowiskach - niby są one marginalne, ale niestety potrafią wokół każdej takiej sprawy rozpętać taką historię, która łatwo może przerodzić się w pogromy i w masę brzydkich historii, o których potem ludzie wolą jak najszybciej zapomnieć. Ofiary jednak są jak najbardziej namacalne...


Marc-Uwe Kling kapitalnie pokazał tą atmosferę, rodzące się napięcie i przemoc, która czai się tuż za rogiem - może ona obrócić się przeciwko każdemu kto będzie wydawać się że "nie jest z nami", choćby nosił mundur i wzywał do utrzymania spokoju.

Bohaterką "Gniewu" jest policjantka, która jest w bardzo trudnej sytuacji - przydzielono to śledztwo jej trochę ze względu na poprawność polityczną - skoro sama jest ciemnoskóra to nikt nie oskarży policji o rasizm, to ma być dowód na bezstronność śledczych. Ten społeczny gniew jednak tym bardziej spada na nią, bo staje się dla niektórych dowodem na to, że władze próbują coś tuszować, że są zbyt bierne. Trudno bowiem zaprzeczyć - dochodzenie stoi w miejscu i nie ma dobrych pomysłów jak ruszyć je z miejsca, jakby tych kilkoro mężczyzn zniknęło bez śladu, jakby miejsce zbrodni było nie do odnalezienia, a sama ofiara rozpłynęła się w powietrzu.  


Niedaleka przyszłość, a wygląda jakby to było coś bardzo realnego, jakby to się mogło wydarzyć jutro. 
Przerażające i trzymające za gardło jednocześnie. 

I choć mnie osobiście koniec trochę rozczarował, przyznaję że jeszcze bardziej sprawia że całą sytuację widzimy jako kompletnie przerysowaną, jako narzędzie, które ktoś wykorzystuje perfidnie do własnych celów. Można poczuć ciarki na plecach.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz